Nienawistna 8
Quentin Tarantino
9/10
Quentin Tarantino powraca z drugim w swojej karierze westernem. Zupełnie jak Django, Nienawistna ósemka nie jest typowym reprezentantem tego gatunku. Tarantino robi kino w swoim niepowtarzalnym stylu, nadając nowy wymiar współczesnym filmom o Dzikim Zachodzie.
Quentin już jako mały chłopiec zafascynowany był spaghetti westernami. W jednym z wywiadów przyznał, że potrafił całymi dniami przesiadywać w miejscowym kinie, delektując się tego rodzaju produkcjami. I to właśnie wtedy w tym dorastającym umyśle narodziło się marzenie o nakręceniu własnego westernu. Jak wiemy udało mu się to podwójnie. Najpierw w 2012 roku i teraz w 2015. Obydwa filmy zyskały rozgłos i mniejsze bądź większe uwielbienie ze strony fanów i krytyków.
Nienawistna ósemka od pierwszego ujęcia zachwyca właśnie zdjęciami. Kadry przedstawiające masywy górskie obsypane śnieżnobiałym śniegiem sprawiają, że widz dostaje gęsiej skórki od samego widoku. Powolnym, wręcz majestatycznym ruchem kamera pokazuje nam najpierw ogół sceny, pędzący dyliżans, by później przybliżyć się na tyle, że tętniące kopyta koni przedzierające się przez zaspy śnieżne wydają się aż nazbyt rzeczywiste. Film nakręcono na taśmie 70mm efektem czego jest dzieło składające się z unikatowych obrazów. Quentin Tarantino zabronił jego zamiany na formę cyfrową i wyłącznie w pierwotnej, analogowej postaci, kopie są prezentowane w kinach na całym świecie. Wytwórnia wypuszczająca na rynek tę produkcję miała nie lada wyzwanie finansowe, ponieważ zobowiązała się wyposażyć kilkadziesiąt kin w samych Stanach Zjednoczonych i kilkanaście kin w Europie w sprzęt potrzebny do otworzenia tego rodzaju taśmy, gdyż to współcześnie prawdziwa rzadkość. Można by pomyśleć, że to kaprys bogatego i uznanego reżysera, lecz z drugiej strony jest to szczery hołd wobec kina sprzed ery cyfryzacji.
Standardowo dla dzieł Tarantino również i to nakręcone jest w formie kilku rozdziałów. Akurat w przypadku tej historii zabieg ten może sprawić, że niektórzy widzowie uznają, że film jest przegadany bądź że jest prowadzone za dużo wątków na raz. Tylko wprawieni obserwatorzy twórczości Quentina będą wstanie ten 167-minutowy spektakl, ośmiu aktorów w jednym pomieszczeniu, poskładać sobie w głowie w jedną, spójną całość. Wbrew pozorom film ten nie opowiada bezpośrednio o rasizmie czy intrygach polityczno-wojennych – to są wątki poboczne. Tak naprawdę Nienawistna ósemka jest filmem o filmach Quentina Tarantino. Reżyser cytuje sam siebie, kopiując własny styl, czerpiąc ze swojego wcześniejszego dorobku. Tylko on sam mógł zastosować ten celowy zabieg, który daje efekt zahaczający o prawdziwy geniusz. Dzięki temu na ekranie oglądaliśmy Wściekłe psy w połączeniu z Bękartami Wojny inspirowane filmem Coś Carpentera. Wyciągnął to, co najlepsze z tych produkcji i połączył w jedną całość, dzięki czemu narodziła się nasza Nienawistna ósemka. Co ciekawe właśnie ta wtórność, która jest zabiegiem przecież celowym, często poddawana jest negatywnej krytyce. Z początku reżyser sam nie był przekonany czy chce, żeby ten scenariusz ujrzał światło dzienne, jakby przewidując to, że nie każdy dostrzeże zabiegi, które tu zastosował. Nawet to, że od początku jesteśmy w stanie przewidzieć, dokąd zmierza ta historia, nie przeszkadza w odbiorze filmu, a wręcz przeciwnie.
Wszystkie osiem charakterów stworzonych w Nienawistnej ósemce jest nie do podrobienia. Każdy z aktorów został bezbłędnie poprowadzony przez reżysera. Widz dostaje prawdziwą ucztę dla oczu i uszu, począwszy od samej charakteryzacji po wypracowany akcent i manierę mówienia każdego z nich. W związku z tym nikogo nie zadziwiła nominacja do Oscara dla Jennifer Jason Leigh za wcielenie się w postać Daisy Domergue, jadącej na szubienicę przestępczyni. Dialogi przedstawione w Nienawistnej ósemce przede wszystkim bawią, jednocześnie przekazując istotne treści, jak chociażby w debacie nad pracą kata. W odpowiednim momencie po zbudowaniu stosownego wstępu dostajemy to, co Quentin Tarantino lubi najbardziej – istną rzeź. Krew lejąca się strumieniami i padający trup za trupem, możemy tylko obstawiać, kto będzie następny.
Niewątpliwie należy oddać hołd ścieżce dźwiękowej, skomponowanej przez samego mistrza Ennio Morricone, który zarzekał się, że już nigdy nie będzie współpracował z Tarantino. A jednak stworzył oryginalny soundtrack składający się również z niewykorzystanych ścieżek z filmu Coś. Choć zdecydowanie nie jest to typowa muzyka, którą raczy nas Quentin w swoich dziełach, to na pewno zasługująca na Oscara.
Najnowsze dzieło Quentina Tarantino jest ósmym filmem w jego karierze. Według plotek mamy dostać jeszcze dwie produkcje, po których reżyser ma rzekomo zakończyć swój dorobek filmowy. Miejmy nadzieję, że pozostanie to tylko newsem podsycającym szum wokół artysty. Nienawistna ósemka pokazuje nam, że jeszcze nie raz może on nas zaskoczyć i pokazać swój styl na nowy sposób. Z pewnością jest to jedna z lepszych produkcji 2016 roku, której nie sposób nie zobaczyć.