sobota, 7 października 2017

Blade Runner 2049

Blade Runner 2049
reż. Denis Villeneuve
10/10

Łowca wiecznie żywy.

  Trzydzieści lat później, rok 2049, Oficer K, rzeczywistość znana nam z pierwszej części już nie istnieje. Nastał nowy porządek, a może to tylko inna wersja tego samego? Zło pod nową postacią wydaję się być czymś lepszym. Latające samochody, betonowe miasta pochłonięte technologią pozornie pozbawione miłości. Replikanci jak gdyby ułożeni. Osiągnięto utopie ? Denis Villeneuve wyszedł na ring z samym Ridleyem Scottem podejmując decyzję by zmierzyć się z nieśmiertelnym klasykiem na którym wielu z nas się wychowało.

W większości wypadków sequele są zupełnie niepotrzebne i jednocześnie zupełnie nie udane. Pierwsza część z nieśmiertelnym Harrisonem Fordem w reżyserii Ridleya Scotta powstała przeszło trzydzieści pięć lat temu. Stała się dziełem kultowym i ponadczasowym wyznaczającym nowe trendy w sztuce kinematografii. Villeneuve stąpał po bardzo cienkim lodzie, ale pod czujnym okiem Scotta, który był producentem kontynuacji historii łowcy androidów. I chyba to była pierwsza dobra decyzja, która doprowadziła do lawiny sukcesów tej produkcji. Sam Scott nie stanął za kamerą lecz postawił przed nią świetnie prosperującego reżysera, twórcy Labiryntu, Sicario oraz Nowego początku. Dało to efekt czegoś nowego, świeżego a przede wszystkim narodziny kolejnej legendy. Villeneuve włożył cały swój talent w tę produkcję i wyszedł z niej obronną ręką, w niektórych momentach nawet przewyższając pierwszą część.

W postać nowego łowcy androidów wciela się Ryan Gosling. Przez jednych nienawidzony przez innych uwielbiany odnajduję się idealnie w roli Oficera K. Swoją surowością i umiejętnością włączania i wyłączania emocji na zawołanie bawi się z widzami przez prawie cały seans balansując pomiędzy replikantem a człowiekiem. Gubimy w końcu rezonans tak jak i on sam. Nie wiem czy inny aktor odnalazł by się w tej żonglerce uczuciowej tak samo dobrze jak on. Ułożony pracownik policji Los Angeles wprowadzający nowy porządek pod dowództwem kobiety z krwi i kości. Wykonuje bez mrugnięcia okiem kolejne rozkazy po czym wraca do swojego lokum a tam zastajemy powtórkę z filmu Her gdzie wirtualna inteligencja, hologram kobiety czeka na swojego ukochanego. Bardzo ciekawie wprowadzony element technologii, która jednocześnie wydaję się być kimś realnym i czującym. Razem z Oficerem K podążamy śladem sprawy, która może niepokojąco wpłynąć na zastaną rzeczywistość. Balansujemy pomiędzy skrajnymi sytuacjami i emocjami wyważonymi idealnie. Czekając na ten upragniony moment gdy nowe styka się ze starym.


Blade Runner 2049 urzeka wszystkim, ale najbardziej niesamowitą muzyką. Muzyką, która niejednokrotnie tworzy cały klimat i wciąga nas w tą rzeczywistość sprawiając, że jesteśmy pochłonięci obrazami ukazywanymi nam przed oczami. Za tą emocjonalną ścieżkę dźwiękową płynąca nam w żyłach przez cały film odpowiada mistrz Hans Zimmer oraz Benjamin Wallfish. Ujęcia industrialnego miasta, post apokaliptycznych metropolii w połączeniu z muzyką tych panów to dzieło Rogera Deakinsa. Zdjęcia porywają nas w wir świata łowcy androidów przez cały seans. Wykonane tak bardzo realistycznie, że aż nie wiadomo gdzie zaciera się granica „zielonego ekranu”. Reżyser prowadzi fabułę z prawdziwym wyczuciem i namaszczeniem co kulminacyjnych momentach daje efekt „wow”. Nie ma tu przesadzonych dialogów a aktorzy prowadzeni są z klasą. Upragniona sekwencja na którą najdłużej się wyczekuje to oczywiście moment spotkania Oficera K i Decarda czyli Ryan Gosling kontra Harrison Ford. Trzeba przyznać, że ten duet współgra ze sobą jak dobrze naoliwiona maszyna. A Ford jak wino im starszy tym lepszy.



Blade Runner 2049 zapiszę się na kartach filmowej historii jako jeden z najlepszych sequeli. Wszystko dopracowane i dopięte na ostatni guzik. Harmonia bijąca z każdego drobnego szczegółu naprawdę zasługuję na podziw. Zdecydowanie Denis stanął na podium stawiając poprzeczkę bardzo wysoko. Wchodząc w każdy milimetr naszego ciała sprawiając, że nawet po seansie na długo zostajemy w transie tej produkcji. Niemniej jednak hołd zawsze będzie należał się pierwszej części z 1982 roku gdyż ten klimat filmów z lat 80 jest nie do podrobienia. Cofając się w czasie i patrząc na to jakie wtedy były możliwości filmowe niezaprzeczalnie zawsze Blade Runner Scotta będzie pionierem lecz Villeneuve stworzył dzieło, które bez apelacyjne godnie reprezentuje pierwowzór. I można by rzecz, że tak oto uczeń staję się mistrzem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz