Blade Runner 2049
reż. Denis Villeneuve
10/10
Łowca wiecznie żywy.
Trzydzieści lat później, rok 2049, Oficer K, rzeczywistość
znana nam z pierwszej części już nie istnieje. Nastał nowy
porządek, a może to tylko inna wersja tego samego? Zło pod nową
postacią wydaję się być czymś lepszym. Latające samochody,
betonowe miasta pochłonięte technologią pozornie pozbawione
miłości. Replikanci jak gdyby ułożeni. Osiągnięto utopie ?
Denis Villeneuve wyszedł na ring z samym Ridleyem Scottem podejmując
decyzję by zmierzyć się z nieśmiertelnym klasykiem na którym
wielu z nas się wychowało.
W większości wypadków sequele są zupełnie niepotrzebne i
jednocześnie zupełnie nie udane. Pierwsza część z nieśmiertelnym
Harrisonem Fordem w reżyserii Ridleya Scotta powstała przeszło
trzydzieści pięć lat temu. Stała się dziełem kultowym i
ponadczasowym wyznaczającym nowe trendy w sztuce kinematografii.
Villeneuve stąpał po bardzo cienkim lodzie, ale pod czujnym okiem
Scotta, który był producentem kontynuacji historii łowcy
androidów. I chyba to była pierwsza dobra decyzja, która
doprowadziła do lawiny sukcesów tej produkcji. Sam Scott nie stanął
za kamerą lecz postawił przed nią świetnie prosperującego
reżysera, twórcy Labiryntu, Sicario oraz
Nowego początku. Dało
to efekt czegoś nowego, świeżego a przede wszystkim narodziny
kolejnej legendy. Villeneuve włożył cały swój talent w tę
produkcję i wyszedł z niej obronną ręką, w niektórych momentach
nawet przewyższając pierwszą część.
W postać nowego łowcy androidów
wciela się Ryan Gosling. Przez jednych nienawidzony przez innych
uwielbiany odnajduję się idealnie w roli Oficera K. Swoją
surowością i umiejętnością włączania i wyłączania emocji na
zawołanie bawi się z widzami przez prawie cały seans balansując
pomiędzy replikantem a człowiekiem. Gubimy w końcu rezonans tak
jak i on sam. Nie wiem czy inny aktor odnalazł by się w tej
żonglerce uczuciowej tak samo dobrze jak on. Ułożony pracownik
policji Los Angeles wprowadzający nowy porządek pod dowództwem
kobiety z krwi i kości. Wykonuje bez mrugnięcia okiem kolejne
rozkazy po czym wraca do swojego lokum a tam zastajemy powtórkę z
filmu Her gdzie
wirtualna inteligencja, hologram kobiety czeka na swojego ukochanego.
Bardzo ciekawie wprowadzony element technologii, która jednocześnie
wydaję się być kimś realnym i czującym. Razem z Oficerem K
podążamy śladem sprawy, która może niepokojąco wpłynąć na
zastaną rzeczywistość. Balansujemy pomiędzy skrajnymi sytuacjami
i emocjami wyważonymi idealnie. Czekając na ten upragniony moment
gdy nowe styka się ze starym.
Blade Runner 2049 urzeka
wszystkim, ale najbardziej niesamowitą muzyką. Muzyką, która
niejednokrotnie tworzy cały klimat i wciąga nas w tą rzeczywistość
sprawiając, że jesteśmy pochłonięci obrazami ukazywanymi nam
przed oczami. Za tą emocjonalną ścieżkę dźwiękową płynąca
nam w żyłach przez cały film odpowiada mistrz Hans Zimmer oraz
Benjamin Wallfish. Ujęcia industrialnego miasta, post
apokaliptycznych metropolii w połączeniu z muzyką tych panów to
dzieło Rogera Deakinsa. Zdjęcia porywają nas w wir świata łowcy
androidów przez cały seans. Wykonane tak bardzo realistycznie, że
aż nie wiadomo gdzie zaciera się granica „zielonego ekranu”.
Reżyser prowadzi fabułę z prawdziwym wyczuciem i namaszczeniem co
kulminacyjnych momentach daje efekt „wow”. Nie ma tu
przesadzonych dialogów a aktorzy prowadzeni są z klasą. Upragniona
sekwencja na którą najdłużej się wyczekuje to oczywiście moment
spotkania Oficera K i Decarda czyli Ryan Gosling kontra Harrison
Ford. Trzeba przyznać, że ten duet współgra ze sobą jak dobrze
naoliwiona maszyna. A Ford jak wino im starszy tym lepszy.
Blade Runner 2049 zapiszę
się na kartach filmowej historii jako jeden z najlepszych sequeli.
Wszystko dopracowane i dopięte na ostatni guzik. Harmonia bijąca z
każdego drobnego szczegółu naprawdę zasługuję na podziw.
Zdecydowanie Denis stanął na podium stawiając poprzeczkę bardzo
wysoko. Wchodząc w każdy milimetr naszego ciała sprawiając, że
nawet po seansie na długo zostajemy w transie tej produkcji.
Niemniej jednak hołd zawsze będzie należał się pierwszej części
z 1982 roku gdyż ten klimat filmów z lat 80 jest nie do
podrobienia. Cofając się w czasie i patrząc na to jakie wtedy były
możliwości filmowe niezaprzeczalnie zawsze Blade Runner
Scotta będzie pionierem lecz
Villeneuve stworzył dzieło, które bez apelacyjne godnie
reprezentuje pierwowzór. I można by rzecz, że tak oto uczeń staję
się mistrzem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz