środa, 5 kwietnia 2017

Paterson


Paterson 2017

Reż Jim Jarmuch

10/10

Niezwykłość codzienności



Jim Jarmusch w swoim najnowszym dziele niewątpliwie postawił na prostotę oraz dualizm bohaterów. Z pozoru banalna historia ukazana jest w sposób nietuzinkowy udowadniając nam, że każda rzeczywistość może zakrawać o poetycki wymiar. Bez wątpienia osadzając w głównej roli Adama Drivera, który jest teraz na topie, Jarmusch wiedział doskonale co robi, jego gra aktorska to wisienka na torcie.

Paterson jest jednocześnie nazwiskiem głównego bohatera, miastem w którym mieszka oraz linią autobusową, której jest kierowcą. I dokładnie ma się takie wrażenie a pro po całego filmu, że jest on wielowymiarową powtarzalnością tych samych schematów. Paterson każdego dnia odtwarza swoje małe rytuały, wstaje, je płatki, idzie do pracy tą samą trasą, siada za kółkiem autobusu, podsłuchuje rozmowy pasażerów, obserwuje i inspiruje się otaczającą go rzeczywistością by później napisać wiersz. Jest apatyczny, spokojny, rzadko okazuje uczucia a jednocześnie wiemy, że w jego wnętrzu odbywa się prawdziwa poetycka bitwa. Jego muzą jest ukochana Laura ( Golshifteh Farahani ), która pod każdym względem jest przeciwieństwem Patersona. Chaotyczna artystka u której każdą emocję widać aż zbyt wyraźnie. Na pierwszy rzut oka ich związek nie powinien się udać więcej ich dzieli niż łączy. Jednakże jest taki pierwiastek, który sprawia, że oddziaływają na siebie idealnie. To miłość.



U Patersona zachwyca również jego skromność. Pomimo usilnych próśb jego żony on wcale nie ma zamiaru dzielić się swoją poezją wręcz nie odczuwa takiej potrzeby. Gdzie w pogoni za karierą i sławą współczesnego świata jest to dość niezwykłe zjawisko. Można by wręcz rzec, że archaiczne. Nie ma on również potrzeby posiadania jakichkolwiek technologicznych gadżetów. Pokora z jaką idzie przez życie może być prawdziwą inspiracją. Jednocześnie po mimo wszystko to jego życie wcale nie jest nudne czy pozbawione intensywności doznań. Tworząc swoje wiersze robi to przede wszystkim dla siebie. Z własnej potrzeby robienia czegoś kreatywnego. Wtedy wychodzi to najlepiej. Odnosi się wrażenie, że aktorzy swobodnie unoszą się na tafli tej historii i płyną z nią w idealnym rytmie. Jarmusch poprowadził ich bezbłędnie przez swoją nietuzinkową wizję. Dzięki temu atmosfera filmu jest nie do podrobienia.



Jim Jarmusch nie pierwszy raz manifestuję swoje niezadowolenie, że większość z nas nie potrafi z podobnej codzienności cieszyć się tak jak to robi Paterson. Ciągle za czymś gonimy licząc, że zaraz spotka nas coś niesamowitego i niezwykłego zapominając o tym, że rzeczywistość jaka się wokół nas roztacza może być prawdziwą magią zależy to tylko i wyłącznie od nas samych. W filmie została wykorzystana przepiękna poezja Rona Padgetta, która nadaje melancholijny wydźwięk całej tej historii. Proste, spokojne ujęcia i delikatna muzyka podkreślają tylko piękno prozy życia. Warto wracać do tego filmu ponieważ on w cudowny, szczery sposób uzmysławia nam, że nie warto się spieszyć. Natomiast warto od czasu do czasu usiąść i podumać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz