Paterson 2017
Reż Jim Jarmuch
10/10
Niezwykłość
codzienności

Jim Jarmusch w swoim najnowszym dziele niewątpliwie postawił
na prostotę oraz dualizm bohaterów. Z pozoru banalna historia ukazana jest w
sposób nietuzinkowy udowadniając nam, że każda rzeczywistość może zakrawać o
poetycki wymiar. Bez wątpienia osadzając w głównej roli Adama Drivera, który
jest teraz na topie, Jarmusch wiedział doskonale co robi, jego gra aktorska to
wisienka na torcie.
Paterson jest jednocześnie nazwiskiem głównego
bohatera, miastem w którym mieszka oraz linią autobusową, której jest kierowcą.
I dokładnie ma się takie wrażenie a pro po całego filmu, że jest on
wielowymiarową powtarzalnością tych samych schematów. Paterson każdego dnia
odtwarza swoje małe rytuały, wstaje, je płatki, idzie do pracy tą samą trasą,
siada za kółkiem autobusu, podsłuchuje rozmowy pasażerów, obserwuje i inspiruje
się otaczającą go rzeczywistością by później napisać wiersz. Jest apatyczny, spokojny,
rzadko okazuje uczucia a jednocześnie wiemy, że w jego wnętrzu odbywa się
prawdziwa poetycka bitwa. Jego muzą jest ukochana Laura ( Golshifteh Farahani
), która pod każdym względem jest przeciwieństwem Patersona. Chaotyczna
artystka u której każdą emocję widać aż zbyt wyraźnie. Na pierwszy rzut oka ich
związek nie powinien się udać więcej ich dzieli niż łączy. Jednakże jest taki
pierwiastek, który sprawia, że oddziaływają na siebie idealnie. To miłość.
U Patersona zachwyca również jego skromność. Pomimo usilnych
próśb jego żony on wcale nie ma zamiaru dzielić się swoją poezją wręcz nie
odczuwa takiej potrzeby. Gdzie w pogoni za karierą i sławą współczesnego świata
jest to dość niezwykłe zjawisko. Można by wręcz rzec, że archaiczne. Nie ma on
również potrzeby posiadania jakichkolwiek technologicznych gadżetów. Pokora z
jaką idzie przez życie może być prawdziwą inspiracją. Jednocześnie po mimo
wszystko to jego życie wcale nie jest nudne czy pozbawione intensywności
doznań. Tworząc swoje wiersze robi to przede wszystkim dla siebie. Z własnej
potrzeby robienia czegoś kreatywnego. Wtedy wychodzi to najlepiej. Odnosi się
wrażenie, że aktorzy swobodnie unoszą się na tafli tej historii i płyną z nią w
idealnym rytmie. Jarmusch poprowadził ich bezbłędnie przez swoją nietuzinkową
wizję. Dzięki temu atmosfera filmu jest nie do podrobienia.
Jim Jarmusch nie pierwszy raz manifestuję swoje
niezadowolenie, że większość z nas nie potrafi z podobnej codzienności cieszyć
się tak jak to robi Paterson. Ciągle za czymś gonimy licząc, że zaraz spotka
nas coś niesamowitego i niezwykłego zapominając o tym, że rzeczywistość jaka
się wokół nas roztacza może być prawdziwą magią zależy to tylko i wyłącznie od
nas samych. W filmie została wykorzystana przepiękna poezja Rona Padgetta,
która nadaje melancholijny wydźwięk całej tej historii. Proste, spokojne ujęcia
i delikatna muzyka podkreślają tylko piękno prozy życia. Warto wracać do tego
filmu ponieważ on w cudowny, szczery sposób uzmysławia nam, że nie warto się
spieszyć. Natomiast warto od czasu do czasu usiąść i podumać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz