To przychodzi po zmroku 2017
Trey Edward Shults
8/10
Minimalistyczny koniec świata
Trey Edward Shults w To przychodzi po zmorku postawił
na ukazanie świata post-apokaliptycznego w zupełnie niecodziennym
świetle. Odludzie, dookoła bezkresna przyroda, samotność głównych
bohaterów, narracyjny minimalizm oraz enigma. Wszystko jest
niewyjaśnioną zagadką. Opowieść zdaje się nie mieć ani
początku ani końca. Widz pozostawiony jest sam na sam ze swoim
umysłem. Klimat izolacji, osamotnienia oraz niewytłumaczalnego lęku
towarzyszy nam już od pierwszych minut filmu i nie opuszcza aż do
wyjścia z sali kinowej.
Historia rozgrywa się w samotnym
domostwie otoczonym przez las. Paul (Joel Edgerton), Travis (Kelvin
Harrison Jr.) oraz Sarah (Carmen Ejogo) staraja się przetrwać w
niecodziennych warunkach. Wprowadzają w rytm swojego życia rutynę
oraz zakres obowiązków tak by uchronić się jak najlepiej przed
czyhającym złem. Jedną z najważniejszych zasad do przestrzegania
jest nie wychodzenie po zmroku pod żadnym pozorem oraz pilnowanie by
czerwone drzwi zawsze były zamknięte. Na myśl wytrawnemu
kinomanowi przyjdą w tym momencie na pewno takie filmy jak Lśnienie,
Coś bądź Blair
Witch Project. Choć Shults nie
wyreżyserował typowego horroru odchodząc od kluczowego opisu tego
gatunku bardzo daleko nie budzi wątpliwości, że nieznanym potrafi
idealnie wzbudzić w widzu atak paniki.
Proza życia naszej trójki bohaterów zostaje najpierw dość mocno
nadszarpnięta przez tragiczną śmierć ojcy Sarah a następnie
przez pojawienie się tajemniczego mężczyzny Willa (Christopher
Abbot), który przekonuje do siebie na tyle Sarah i Paula, że
postanawiają dać schronienie jemu i jego żonie z małym synkiem.
Od tego momentu głównie z Travisem, synem Saraha i Paula, dzieją
się dość niepokojące rzeczy. Nastolatek ewidentnie poczuł się
zafascynowany nowo przybyłą młodziutką żoną Willa, Kim ( Riley
Keough). Co jest całkowicie zrozumiałe zwłaszcza,że 17-nastolatek
został pozbawiony całego okresu odkrywania swojej płci jak i płci
przeciwnej przez tajemniczego wirusa. Dodatkowo Travisem targają
mocno niepokojące koszamry ,które pojawiają się co noc. Momentami
gubimy się w tym co jest prawdą a co tylko jego marą senną.
Dwie rodziny skazane całkowicie na siebie przez 24/7 w obliczu
strachu przed śmiercią. Współpracują ze sobą, wspierają się i
żyją jednakże doza nieufności pojawia się bardzo szybko. Shults
idealnie pokazuję jak cienka granica jest pomiędzy
człowieczeństwem a poddaniu się zwierzęcym instynktom w pragnieniu
przetrwania. Przetrwa lepszy, silniejszy i ten bardziej pozbawiony
emocji. Dobrze wykreowane postacie, łagodne, momentami stoickie
ujęcia podkręcają tylko klimat mieszkania niczym na bezludnej
wyspie. A w końcu to co przychodzi po zmroku nie przychodzi ,ani z
ciemnego lasu, ani z piekielnych czeluści to siedzi głęboko ukryte
w każdym z nas i tylko czeka by przy sprzyjających warunkach
pokazać się światu dziennemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz