wtorek, 19 września 2017

To

To 2017
reż. Andres Muschietti
9/10

Strzeż się czerwonego balonika!

 Andres Muschietti po niezbyt imponującym debiucie w roku 2013 roku produkcją Mama wypłynął tym razem na szerokie wody. Sięgając po powieść mistrza grozy Stephena Kinga z 1986 roku , poprzeczkę ustawił sobie bardzo wysoko. Premiera oczekiwana była z wielkim napięciem a sama promocja filmu w USA pozwalała domyślać się, że pokłada się w nim dużo nadziei.
 Po raz pierwszy o ekranizację tej powieście pokuszono się w 1991 roku wydając miniserial gdzie w rolę demonicznego klauna wcielił się sam Tim Curry. Aż 26 lat czekaliśmy na to by pojawiła się pełnometrażowa wersja. Z adaptacjami książek Kinga bywa naprawdę różnie. Jedne są imponujące jak chociażby osławione Lśnienie, Misery czy też Pokój 1408 a inne pozostawiając wiele do życzenia. Jak wiadomo już od lat Stephen King osiągnął miano mistrz grozy w prozie i wydał wiele niepokojących ale też i wzruszających powieści i opowiadań. W jednym z wywiadów powiedział, że wszystkie przerażające historie ma w głowię. Będzie pisał póki starczy mu pomysłów. Pomimo tego, że książki przesiąknięte są makabrą i wydają się świetnym materiałem na film widać, że twórcą ciężko przenieść je na ekran kinowy. Tym razem To nie rozczarowało fanów zarówno Kinga jak i filmowych horrorów i stanęło na czele jednych z najlepszych filmów w obrębie gatunku ostatnich lat. To ma w sobie wszystko to co powinien zawierać każdy dobry film grozy.

 Począwszy od niesamowitej charakteryzacji i kreacji przerażającego klauna w którego postać w filmie Muschiettiego wciela się szwedzki, młodziutki aktor Bill Skarsgard. Zrobiony jest w sposób klasyczny z hołdem dla przeszłości. Strój, make-up, jego śmiech i znamienny czerwony balonik przyprawiają o dreszcze. Skarsgard w rolę wcielił się idealnie. Gra całym sobą i dokładnie to się czuję oglądając go przez dwie godziny piętnaście minut nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że jest on klaunem z piekła rodem. Wszyscy Ci, tak jak ja mający fobię co do klaunów, będą chcieli uciec z kina jak tylko pojawi się on na ekranie po raz pierwszy a jego czerwone oczy jeszcze długo będą dostrzegać w ciemnościach. Symbol dziecięcej radości z wszystkich kinderbali zdecydowanie w To przybrał całkowicie odwrotny wydźwięk i co prawda dzieci do niego lgną albo bardziej on do dzieci, ale wszyscy wiemy jak to się kończy.

Historia sama w sobie jest już niesamowita. Grupa dzieciaków wożąca się na klasycznych bmx'ach składającą się z pozoru z bandy nieudaczników staje do walki z przerażającą istotą, której demonicznej siły dorośli mieszkańcy Derry zdaję się, że nie dostrzegają. Od młodych aktorów dostajemy dawkę strachu, miłości, przyjaźni, oproszoną świetnym humorem i dostajemy to w idealnych proporcjach. Wszystko jest tutaj wyważone. Razem z Billim, Benem, Richim, Mikiem, Eddiem, Stanleyem i Beverly stawimy czoło ich największym lękom bo przecież właśnie na tym żeruję klaun Pennywise. Jednocześnie odnosimy wrażenie, że przeżywamy razem z nimi etap dzieciństwa w którym przestają być dziećmi i powoli wchodzą w świat dojrzewających nastolatków. Każda z tych postaci poprowadzona jest idealnie. Z każdą z nich jesteśmy w stanie nawiązać nić porozumienia. Wzruszają, bawią, sprawiają, że chcemy im pomóc i zawzięcie kibicujemy, boimy się o nich i mamy nadzieję, że skończy się to wielkim happy ednem. Grają tak przekonująco, że nie można oderwać oczu od ekranu. No chyba, że pojawia się na nim właśnie Pennywise...A de facto pojawia on się często, ale w każdym ujęciu ukazany jest inaczej, groźniej , straszniej co sprawia, że z biegiem filmu boimy się go co raz bardziej i bardziej. Wklejony on jest w rzeczywistość dzieciaków co nadaje temu strachowi realny wydźwięk. Nie jest on odrealniony od tego co ich otacza. Żyje jakby obok nich pojawiając się pod różnymi postaciami w zależności od tego czego nasi bohaterowie boją się najbardziej.


Cała atmosfera w filmie idealnie balansuje pomiędzy grozą i radością. Zdecydowanie każdy reżyser horrorów chciałby mieć taką produkcję na swoim koncie. Wbrew panującemu ogólnemu przeświadczeniu o tym, że twórcy To skopiowali klimat lat 80 z kasowego serialu Starnger Things doszłam do informacji, że ekipa filmowa To weszła na plan filmowy zanim serial się pojawił. Możemy jedynie w takim razie przypuszczać, że narodził się nowy sposób narracji horrorów i to całkiem udany. Nostalgia, którą nam się serwuje z tych dwóch produkcji jest szczególna. Odnosi się do naszego wewnętrznego dziecka, do powrotu do okresu beztroski i niewinności kiedy nagle zostaje to zaburzone przez coś przerażającego i niepokojącego. Dorośli radzą sobie z problemami lepiej niż dzieciaki, ale tylko teoretycznie. Młoda ekipa z To udowadnia, że siła jest we wspólnocie i przyjaźni. Z niecierpliwością czekamy co dalej się wydarzy w miasteczku Derry.